Zresztą z lekarzem to osobna historia. Nie każdy się może orientuje, ale leki przeciwlękowe, czy też przeciwdepresyjne mają to do siebie, że zaczynają działać po 2-3 tygodniach, do tego "trafić" z lekiem, to wręcz jak wygrać los na loterii. Dobieranie leku może trwać nawet kilka lat, wszystko metodą prób i błędów. Ja to doskonale wiem, i nie spodziewam się jakiegoś "efektu wow" po paru dniach. Ale zwiększanie dawki leku przez 3-4 miesiące, przy zerowych efektach to dla mnie idiotyzm. No ale po co ma się "pan doktor" wysilać, i szukać czegoś innego, skoro to ja się męczę, a nie on. Już kilka razy dopiero na moje wyraźne żądanie lekarz raczył poświęcić mi więcej, niż zwyczajowe 3 minuty potrzebne na wypisanie recepty, i zastanowić się, jaki inny lek możemy wypróbować. Jednak już od jakiegoś czasu nosiłam się z zamiarem zmiany lekarza, co w moim mieście wcale takie proste nie jest. Przy ostatniej wizycie miarka się jednak przebrała. Pomimo mojego fatalnego samopoczucia, i ewidentnego pogorszenia, oraz zdiagnozowania depresji lekarz ani myślał zmienić mi lek, czy dorzucić kolejny. Usłyszałam tylko standardowe "zwiększamy dawkę" i tyle.
Summa summarum - dziś (a raczej wczoraj) wylądowałam u nowego lekarza. Wiadomo, że po jednym spotkaniu nie mogę być pewna, jak się ułoży nasza "współpraca", ale babka wydaje się w porządku. Przeprowadziła solidny wywiad, nie zbywała mnie jak o coś pytałam, widać było, że słucha. Zobaczymy, co będzie dalej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Będzie mi miło, jeśli zostawisz tu jakiś ślad po sobie :)
// Komentarze naruszające zasady netykiety, obraźliwe, wulgarne, spam - nie ujrzą światła dziennego ;)